UKARANI GOSPODARZE
Mieszkańcy Lichnów słynęli w całej okolicy ze swojej krnąbrności, zamiłowania do zbytku i słabości do mocniejszych trunków. Nie bez przyczyny najważniejszą budowlą we wsi była gospoda, w której lichnowianie potrafili przesiadywać całe dnie i wieczory aż do późnej nocy. Kpili sobie przy tym na potęgę ze wszystkich - także z duchownych i urzędników, wobec których winni byli szacunek. Wieści o tym docierały aż do Malborka, do samego wielkiego mistrza zakonu. Niektórzy z jego doradców sugerowali, by przykładnie ukarać nieposłusznych. Przełożony machał tylko ręką i stwierdzał z politowaniem:
- Błądzą, jak błądzić może każdy człowiek. Dajmy im czas na opamiętanie.
Ta pobłażliwość miała jednak swoje granice, do których mieszkańcy Lichnów niebezpiecznie się zbliżyli. Kilku z nich dopuściło się bowiem kradzieży. Sąd nad nimi należał do komtura z Nowego Stawu, więc ten wkrótce zawitał do wsi. Nieopatrznie przybył jednak z tylko czterema rycerzami. Liczył na to, że odbędzie sąd, wyda wyrok i powróci do zamku. Stało się jednak inaczej. Mieszkańcy stawili niespodziewanie opór. Z widłami i grabiami rzucili się na przybyszów, a komtura siłą ściągnęli z konia. Na nic zdały się groźby, iż sam wielki mistrz ukarze winnych. Rozochoceni łatwym zwycięstwem powiesili komtura za brodę na drzwiach gospody.
Rycerze zdołali zbiec. Podążyli prosto do Malborka, by powiadomić o niegodziwości gospodarzy. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Mistrz bezzwłocznie zwołał oddział zbrojnych i polecił im ruszyć do Lichnów. Ledwo dojechali do granic wsi, usłyszeli śmiechy i krzyki dobiegające z gospody. Winowajcy w najlepsze ucztowali, naigrawając się z upokorzenia zakonu.
Zbrojni uwolnili komtura i wtargnęli do gospody. Śmiechy zamarły na ustach lichnowian, próbujących jeszcze stawić opór. Daremnie jednak. Zostali pojmani i zawiezieni do Malborka. Tam nikt nie czekał na ich wyjaśnienia. Wtrąceni do lochu pozostali zdani na własne przemyślenia. Kilka dni wystarczyło, by lichnowianie pojęli, w jakie kłopoty wpędziła ich krnąbrność i nieposłuszeństwo. Doszły do tego i wyrzuty sumienia, które pojawiły się w ciemnicy. Kiedy więc w niespełna tydzień później stanęli przed osądem wielkiego mistrza, padli na kolana, błagając o wybaczenie i darowanie życia.- Nie ja wam mogę wybaczyć, ale komtur, który miał sąd nad wami - odpowiedział.
Z nadzieją w oczach spojrzeli więc na milczącego komtura, który przyglądał się im uważnie. Widział jednak, że żal był w nich szczery, a strach przed utratą życia przywołał i rozsądek.
Ja jestem skłonny im wybaczyć - odparł z namysłem - o ile nigdy więcej nie sprzeniewierzą się sprawiedliwości.
Przysięgamy, panie! - zakrzyknęli zgodnie sądzeni.
Wielki mistrz nie zamierzał jednak wypuścić ich bez kary. Przewina była zbyt wielka, by po prostu wybaczyć im i pozwolić na powrót do domów.
- Ażeby nigdy więcej się to nie powtórzyło, wybudujecie tu okrągłą wieżę. Podczas pracy będziecie mieli czas, by przemyśleć swoje czyny i wyrazić żal za dotychczasowe grzeszne życie.
Zgodnie z wolą Wielkiego Mistrza wybudowali w Malborku wieżę obronną. Przy jej wznoszeniu do zaprawy użyli maślanki, dzięki czemu budowla stała się mocniejsza od pozostałych zabudowań. Stąd wzięła się i nazwa -Wieża Maślankowa.