DIABEŁ W BUTACH UKRYTY
W czasach panowania zakonu krzyżackiego Malbork był sławną na cały świat stolicą zakonnego państwa. Wielu mieszczan osiągnęło wówczas wielkie bogactwa, co napawało ich dumą i pychą. Okazywali to w różnoraki sposób, nie ograniczając się wyłącznie do zakupu wspaniałych domostw, bogato inkrustowanej broni czy zbytkownej biżuterii. O ich statucie świadczyły bowiem również wystawne stroje szyte z tkanin sprowadzanych z dalekich stron oraz... buty z bardzo długimi czubkami. Im człowiek był zamożniejszy, tym obuwie miało dłuższe noski. Przyjezdni spoglądali na tę dziwną modę z niezrozumieniem i często z uśmiechami politowania, lecz dla mieszkańców Malborka był to główny wyznacznik ich zamożności.
Pewnego dnia jednak wszystko się zmieniło. Jeden z dowódców na zamku miał bowiem syna. Chłopak był istnym oczkiem w głowie rodziców. Tymczasem upatrzył go sobie diabeł. Z dnia na dzień młodzieniec zmienił się nie do poznania. Błąkał się po murach, znieważał każdego, kto znalazł się w jego pobliżu, a na braci zakonnych potrafił pluć i przeklinać. Ojciec tylko bezradnie rozkładał ramiona. Nie pomagały ani prośby, ani rozmowy. W końcu jeden z zakonników odkrył prawdę:
Chłopaka opętał szatan. Trzeba ratować jego duszę, póki nie została stracona na wieki.
Ale... Ale nigdy nie daliśmy ku temu okazji - zdumiał się dowódca.
- Złe tylko czyha na swoje ofiary. Nie lękaj się jednak zdołamy go ocalić.
Jeszcze tego samego dnia zabrano miotającego się chłopaka do kościoła
Najświętszej Marii Panny, przed obraz słynący z cudów. Towarzyszyło mu kilku zakonników oraz zatroskani rodzice. Podczas gorliwych modłów o uwolnienie duszy młodego człowieka z więzów szatana, stała się rzecz niebywała. Coś zabłysło, wokół zapachniało siarką i tuż obok stanął diabeł we własnej postaci. Był niski, czarniawy, z rogami na głowie i końskimi kopytami zamiast stóp. Popatrzył na zebranych rozpalonymi z wściekłości oczyma.
- Mój on! - krzyknął tak głośno, że echo powtórzyło po kilkakroć jego słowa.
- Idź precz! - odpowiedział niewzruszony zakonnik, który prowadził ceremonię. - Dusza tego młodego człowieka nigdy nie należała do ciebie. I nigdy nie pociągniesz jej ze sobą do piekła.
- Mój on! - powtórzył diabeł.
- Twoje miejsce jest w piekle. Nie pozwolimy, byś zabrał ze sobą jego duszę.
- Ale mogę odebrać mu życie. Będziecie więc mieć go na sumieniu.
Mimo to duchowny uniósł ręce, by dokończyć modlitwy i odesłać wysłannika piekieł tam, gdzie jego miejsce.
- Ojcze, nie chcę stracić syna - szepnął dowódca.
Diabeł dostrzegł w tym swoją okazję. Wtrącił więc szybko.- Zaraz! Zaraz! Mogę zostawić chłopaka przy życiu. Ale pod jednym warunkiem...
- Nie układamy się z diabłem.
- Ale jego śmierci też nie chcecie? - zapytał i wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Opuszczę jego ciało i pozostawię duszę, ale dozwolicie mi wejść do największego przejawu pychy w tym mieście. Znajdę sobie miejsce w owych butach, którymi tak bardzo się szczycicie.
Zakonnicy popatrzyli po sobie i ostatecznie wyrazili zgodę. Diabeł roześmiał się, prychnął i zniknął w bucie stojącego najbliżej bogacza. Mężczyzna wystraszony, że diabeł może go opętać, bez namysłu zrzucił obuwie.
Syn dowódcy wrócił do zdrowia. Niewiele pamiętał z okresu, gdy był opętany przez diabła. Buty z długimi czubkami za to stały się synonimem ulegania diabelskim skłonnościom i bardzo szybko przestały być noszone. Diabeł zaś siedzi w nich po dziś dzień i cierpliwie czeka, aż znowu powróci moda na ich noszenie. A wówczas... Biada temu, kto z dumą będzie paradował w takich butach. Z całą pewnością prędzej czy później jego dusza ulegnie diabelskim pokusom.