ZBŁĄKANA DUSZA
W pobliżu drogi nieopodal wsi Matowy Wielkie znajduje się miejsce, które ludzie nazwali niegdyś przeklętym. Niemal każdej nocy słychać tam straszliwe wycie demonów, czasami ujadanie psa, spotkać też można zbłąkaną duszę samobójcy, na próżno szukającą drogi ucieczki przed cierpieniem. Mawiano, że tym nieszczęśnikiem był miejscowy złodziej, który powiesił się, nie mogąc znieść dręczących go wyrzutów sumienia. Odtąd pojawiał się niekiedy w postaci psa i, szczekając, ścigał krążących po drogach złodziei w nadziei, że zniechęci ich do niecnego procederu.
Jeszcze w ubiegłym wieku starsi ludzie z okolicznych miejscowości przestrzegali wnuków przed niebezpieczeństwami, jakie czyhają na żywych podczas spotkania z duszą zmarłego. Tak też było w Mątowach.
Sędziwy Kazimierz był człowiekiem, którego darzono wielkim szacunkiem. Dorośli cenili jego mądrość i doświadczenie, dzieci zaś uwielbiały słuchać opowieści. Mawiano, że miał ze sto lat. Rzeczywiście: poorana bruzdami twarz, białe jak śnieg włosy i pochylona postać nieodłącznie kojarzyły się wszystkim z wiekowym starcem. Kiedy pytano go, jak długo żyje na tym świecie, uśmiechał się tylko w odpowiedzi.
Pewnego dnia, jak to zwykle popołudniami bywało, snuł dzieciom swoje opowieści. Słuchały uważnie, wpatrzone w niego niczym w obrazek, chłonąc każde słowo.
Dziadku, a powiedz nam, czy tamto miejsce za wsią jest naprawdę przeklęte? - zapytał niespodziewanie Miłosz, rezolutny syn szewca.
Jest - odpowiedział krótko starzec. -I nie radzę żadnemu z was tam chodzić.
Ojciec mówi, że żywi są bardziej niebezpieczni od martwych.
Jednak dusze tych zmarłych, którzy nie odnaleźli drogi do Domu Pana, potrafią być niebezpieczne. Lepiej się ich strzeżcie. Zwłaszcza że nie zawsze pokazują się w dawnej postaci.
A jak poznać takie dusze? - zapytała jedna z dziewczynek.
Kazimierz pokiwał głową i westchnął. W ciągu długiego życia widział nie
jedno, nasłuchał się też wielu opowieści.
Dusze zmarłych, którzy pozostali na ziemi, dzielą się na dwie grupy. Te białe to nieszczęśnicy pokutujący w czyśćcu za dawne przewinienia. Jeżeli taką spotkacie na swojej drodze, zapytajcie, czego jej trzeba. Prawdopodobnie poprosi o modlitwę albo o złożenie w jej imieniu ofiary w kościele. Bywa jednak, że będzie chciała, byście spełnili za nią obowiązek zaniedbany za życia. Wtedy zostanie ocalona. Pamiętajcie jednak, że możecie ją ujrzeć także pod postacią kota. Są jednak i dusze czarne jak smoła. To ci, którzy zostali skazani na wieczne potępienie i trafili do piekła. Od takich uciekajcie jak najdalej, bo zawiodą was na manowce lub doprowadzą do śmierci. One powracają na ziemię tylko po to, by napawać się cudzymi nieszczęściami.
A jak zobaczymy jakąś duszę, to co robić? - dopytywał Miłosz.
- Najpierw powiedzcie słowa: „Wszelki duch Pana Boga chwali". Dzięki
temu dusza będzie mogła powiedzieć wam, czego potrzebuje. Tylko... - tutaj
Starzec bacznie przyjrzał się twarzy chłopca i dodał ostrzegawczo - Nie szukajcie takich dusz za wszelką cenę. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Cóż jednak znaczą słowa starca, gdy młodzieńcza ciekawość silniejsza jest od zdrowego rozsądku? Miłosz postanowił sprawdzić, ile prawdy jest w słowach Kazimierza. Do nocnej wyprawy namówił jeszcze dwóch kolegów i nazajutrz, ledwo tylko słońce zniknęło za horyzontem, wymknęli się z domów i pobiegli na drogę. Przez pierwsze godziny panował spokój. Tylko cykady grały gdzieś pośród traw i szumiały liście, poruszane lekkim wiatrem. Minęła północ. Znudzeni chłopcy nie bardzo wiedzieli, czy jeszcze zaczekać, czy też wracać do domów.
No i co? Ludzie bujdy gadają. Tu nie ma żadnych strachów.
Poczekajmy jeszcze trochę - nalegał Miłosz.
Rozsiedli się wygodnie pod drzewem i czekali. Nie nastała jeszcze wilcza godzina, a z pobliskich zarośli dobiegł szelest. Spojrzeli w tamtym kierunku. Jeden z młodzieńców uniósł wyżej latarnię, by przyjrzeć się dokładnie. Niczego jednak nie zobaczyli.
- Eee tam, pewno jakieś zwierzę.
Ledwo dokończył te słowa, a rozległ się jakiś łoskot. Coś zajęczało żałośnie w konarach drzewa i zerwał się gwałtowny wiatr, który zerwał Miłoszowi czapkę. Po chwili chłopcy usłyszeli diabelski rechot i z mroku wyłoniła się tajemnicza postać o płonących oczach. Tym razem ogarnął ich paniczny strach.
- Wszelki duch Pana Boga chwali - wyrecytowali niemal jednogłośnie.
Nie czekali jednak na odpowiedź zjawy, lecz uciekli tak szybko, jak tylko potrafili. Odetchnęli dopiero we wsi, gdy przekonali się, iż żadne demony nie podążyły za nimi. Od tego czasu nawet w ciągu dnia unikali tego miejsca