Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 20 kwietnia 2024 15:28
Reklama

Prawdziwe historie, prawdziwe postacie, prawdziwe tragedie... Daria Górka opowiada o swojej książce pt. "Aż do śmierci".

16 października br. miała miejsce premiera książki Darii Górki pt. "Aż do śmierci". To zbiór historii kobiet, które szukając ucieczki przed domową przemocą, bite, poniżane i gwałcone przez mężów, decydują się na rozwiązanie ostateczne... W jednym momencie z ofiar stają się morderczyniami, bezwiednie, w sposób całkowicie nieplanowany i niekontrolowany. Autorka, w oparciu o przeprowadzone rozmowy, dokonuje głębokiej analizy problemu przemocy domowej i poszukuje odpowiedzi na kluczowe pytania. Dlaczego w ogóle do niej dochodzi? Dlaczego kobiety latami tkwią w toksycznych związkach? Dlaczego nie odchodzą? Dlaczego wciąż nie jesteśmy dostatecznie wrażliwi na dramaty dziejące się tak blisko nas? Czy państwo dostatecznie chroni kobiety przed przemocą domową?
Prawdziwe historie, prawdziwe postacie, prawdziwe tragedie... Daria Górka opowiada o swojej książce pt. "Aż do śmierci".

Spotykamy się krótko po premierze Twojej książki, o której Małgorzata Domagalik napisała, że „...jest wstrząsająca, poruszająca, prawdziwa. Nie można obok niej przejść obojętnie”. I ludzie nie przechodzą obojętnie, bo na premierę przybyło sporo zainteresowanych. Jak czytelnicy przyjęli tę książkę?

Jestem wzruszona i trochę zaskoczona. Spływa do mnie bardzo dużo pozytywnych wiadomości, ale najbardziej wzruszają te od kobiet, które piszą, że mogłyby być potencjalnymi bohaterkami tej książki.

„Aż do śmierci” to zbiór rozmów z kobietami odbywającymi wyroki za zabójstwa swoich mężów, partnerów po okresie niejednokrotnie wieloletniego znęcania się fizycznego i psychicznego czy seksualnego molestowania…

Tak, te kobiety stały się zabójczyniami, ale nigdy tego nie planowały. Tak naprawdę życie doprowadziło je na skraj takiej emocjonalnej przepaści (…), te zabójstwa są przeraźliwie przypadkowe. Kobiety, z którymi rozmawiałam, to statystyczne Polki. To mogłaby być każda z nas (…). One akurat tak trafiły, że ich mężowie, ich partnerzy, bardzo źle je traktowali. Nie potrafiły w porę odejść… Gdzieś w pewnym momencie została przekroczona granica wytrzymałości, a moje bohaterki, broniąc się, z ofiar przeistoczyły się w oprawczynie…

Ale nie jest to próba rozgrzeszenia tych kobiet za to, że zabiły?

Absolutnie nie! Zginął człowiek, to ogromna tragedia. One same nie chcą być rozgrzeszane i mówią o tym bardzo mocno, że mają krew na rękach. Mówią, że przestały być człowiekiem, gdy wbiły nóż w serce domowego kata. Mówią w końcu, że wolałyby być bite do końca życia, niż zabić człowieka.

W sieci pod opublikowanymi fragmentami Twojej książki pojawiło się sporo emocjonalnych komentarzy, głównie współczujących lub nawołujących do uniewinnienia Twoich bohaterek. To trochę irytujące, że społeczeństwo odważnie zabiera głos po tragedii, natomiast tego głosu brak jest, gdy za ścianą sąsiad okłada swoją żonę i można jeszcze nieszczęściu zapobiec. Co według Ciebie jest z nami nie tak?

Powstanie książki determinowane było hasłem „otwórz oczy na przemoc”. Ja myślę, że o to chodzi. Nie potrafimy zauważyć tych małych sygnałów, które świadczą o tym, że relacje w danym związku skręcają niebezpiecznie na ścieżką permanentnej przemocy. Znaczących sygnałów te kobiety nie wysyłają, bo się po prostu boją. Są zastraszane, manipulowane przez swoich oprawców (…) Strach jest także jednym z powodów przeciągania przez kobiety tych toksycznych relacji, przez co jest nam jeszcze trudniej im pomóc. Przemoc domowa ma różne fazy. Po pierwszym incydencie pobicia czy psychicznego znęcania się przychodzi tzw. miesiąc miodowy. Wtedy mężczyzna przeprasza, mówi, że kocha, że to się nie powtórzy, przynosi kwiaty i on faktycznie się poprawia. Kobiety nie chcą tak od razu porzucać swoich mężów, których kochają… Chcą tylko, by przestał bić i on faktycznie przestaje… Niestety, tylko przez jakiś czas. Póki jednak nie bije, nie chcą zrozumieć, że to tylko stan przejściowy i nie przyjmują pomocy z zewnątrz. Moim celem jest właśnie to, byśmy zrozumieli te mechanizmy i umieli właściwie zareagować, a samych kobiet nie traktować jak masochistek z wyboru.

Ten temat analizujesz już bardzo długo. Poświęciłaś jemu swoje telewizyjne reportaże, napisałaś o domowej przemocy pracę magisterską, a teraz pojawia się on w Twojej książce… Do kogo adresujesz te treści?

Pierwsza grupa odbiorców to my wszyscy, byśmy mogli lepiej poznać i zrozumieć mechanizmy przemocy domowej. Oprócz zbioru relacji kobiecych dramatów, zakończonych zbrodnią, są tam rozmowy z ekspertami oraz wskazówki, jak takiej kobiecie pomóc. Na pewno nie powinniśmy zaczynać od zdań typy „Dlaczego jeszcze z nim jesteś? Zostaw go, ja bym tak zrobiła”. To automatycznie zamyka ofiary przemocy domowej. Im potrzebne jest wsparcie, rodzaj empatycznego słuchania, które umożliwi im opowiedzenie własnej historii. Potrzebują, by ktoś ich wysłuchał, uwierzył i dał do zrozumienia, że to nie jest ich wina. Bo najczęściej jest tak, że za zaistniały stan ofiary obarczają siebie winą i odpowiedzialnością… Ta książka ma sprawić, że znając mechanizmy przemocy domowej będziemy na nią bardziej wyczuleni i wrażliwi. Że będziemy umieli zachęcić takie kobiety do skorzystania z pomocy instytucjonalnej np. lokalnego centrum interwencji kryzysowej, MOPS-u lub telefonu na „Niebieską Linię”. Jest dużo takich instytucji…

Ale też pokazujesz, że nie zawsze działają one właściwie. Przytaczasz historie kobiet, które ze swoim problemem poszły na policję, a ta pozostała, mówiąc delikatnie, bierna…

Tak… Policja ma narzędzia typu krótkotrwałe odizolowanie sprawcy od ofiary. O tymczasowym aresztowaniu, tak jak w przypadku innych przestępstw, decyduje sąd na wniosek prokuratora. Praktyka pokazuje jednak, że nie jest to rozwiązanie obligatoryjne, a raczej dość rzadkie… Tutaj wróciłabym do naszej świadomości, bo za każdą instytucją stoją ludzie w nich pracujący. Ludzie, którzy rozumieją istotę problemu, bardziej umiejętnie będą korzystać z posiadanych narzędzi, by skutecznie przeciwdziałać przemocy domowej. Nawet w samym Ministerstwie Sprawiedliwości słyszałam głosy, że niektóre działania w tej kwestii trzeba usprawnić, jak np. szybsza izolacja sprawcy przemocy domowej od jej ofiary. Miejmy nadzieję, że tak się w końcu stanie…

Druga grupa, w której widzę adresatów mojej książki, to jej nieujawnione bohaterki. To są kobiety, których historie mogłyby się znaleźć na jej stronach. No i właśnie teraz takie kobiety nawiązują ze mną kontakt. Już w dniu premiery otrzymywałam wiadomości typu „Ktoś wreszcie przerwał to tabu” lub „To jest również moja historia” albo „Kto tego nie przeżył, nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego nie odchodzę, a we mnie narasta poczucie winy.” Była też taka, w której autorka napisała „OK, odważyłam się. Odeszłam, ale cały czas się boje i czuję, że państwo w niedostateczny sposób mnie chroni. Stoję na sali sądowej naprzeciwko swojego oprawcy, a sędzia każe mi podać aktualny adres zamieszkania. Dlaczego tak, skoro on jest na wolności i może teraz do mnie dotrzeć i nadal niszczyć?” Ta książka ma być dla nich drogowskazem, jak postępować, gdy zaczną stawać się ofiarami przemocy, by uniknąć tragedii. Może jest i trzecia grupa – pracownicy instytucji, które mają pomagać takim kobietom…

Skupmy się jeszcze przez chwilę na bohaterkach Twojej książki, kobietach mocno poranionych fizycznie i psychicznie, które w obliczu eskalacji domowej przemocy sięgają po rozwiązanie ostateczne… W ich zwierzeniach jest sporo skrajnych emocji, sporo siniaków, krwi i łez… Jakie były Twoje odczucia po wysłuchaniu tych historii? Czy któraś utrwaliła się Tobie w sposób szczególny?

Pierwsze myśli były takie, że mimo tego tragicznego bagażu i doznanych krzywd, to są wciąż normalne kobiety. To na pewno mało zręczne określenie, ale to są kobiety jak każda z nas. Nie mają na czole wytatuowanego napisu „Morderczyni”. Nie! One odbiegają od stereotypu, który my prawdopodobnie kreujemy w naszej wyobraźni. Nie są to kobiety, w których widać zło. Żadna z nich nie była femme fatale ani nie przypominała Lady Makbet. To zupełnie nie tak. One nie planowały zabójstwa. Ich życie tak się po prostu potoczyło…

Jedną opisałaś jako „drobną blondynkę”…

Tak, jeszcze inna – od niej właściwie rozpoczyna się ta książka – to kobieta, która wytrzymała ze swoim mężem-tyranem 37 lat i na całym swoim ciele ma blizny po jego „działalności”. Te kobiety opowiadały mi bardzo drastyczne szczegóły ze swojego życia. Słuchając ich miałam ochotę nimi potrząsnąć i zapytać „Kobieto, dlaczego ty pozwoliłaś tak siebie traktować?”, ale to są właśnie te mechanizmy przemocy, o których mówiłam. W nas jednak wciąż wywołują niedowierzanie, że przez tak długi czas te kobiety godziły się na odbieranie im godności.

A dostrzegłaś w ich oczach chociaż trochę nadziei?

Tak, ale to jest takie „lepiej”, którego żadne z nas by nie chciało. Co prawda już nikt ich nie bije, nie poniża, nie gwałci, nie maltretuje psychicznie... Mówią nawet, że w końcu mogą od wielu lat spokojnie przespać noc. Ale w ich psychice na zawsze pozostanie ślad po dokonanej zbrodni.. Odebrały życie komuś, kogo kochały… To jest przerażające. Łatka morderczyni nakłada się na rolę ofiary, w której one cały czas tkwią. One bardzo żałują tego, co zrobiły i mówią, że się nigdy z tym nie pogodzą…

Czy ta książka kończy Twoją krucjatę w temacie przeciwdziałania przemocy domowej?

Nie potrafię teraz na to odpowiedzieć na to pytanie, ale mam w głowie jeszcze przynajmniej dwa tematy orbitujące wokół przemocy domowej. Czy one się zrealizują i zmaterializują w postaci książki czy reportażu lub innej publikacji, to czas pokaże…

 

Rozmawiał: Jacek Suchiński

 

Daria Górka, absolwentka Dziennikarstwa i komunikacji społecznej oraz Dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim, od 2013 roku związana ze stacją TVN, reporterka magazynu „Czarno na białym” w TVN24. Laureatka nagrody im. Dariusza Kmiecika za najlepszy reportaż roku 2016. Zajmuje się głównie tematami społecznymi. Uwielbia ludzi i ich historie, a także wyzwania i nieoczywiste tematy. (źródło: taniaksiążka.pl)



Podziel się
Oceń

Reklama