W polskim systemie oświaty narastają problemy z egzekwowaniem nieuiszczonych opłat. W zeszłym roku polskie szkoły miały do odzyskania od byłych uczniów i zleceniodawców 17 mln zł, dziś to już 18,8 mln zł. Wzrosła też liczba nierzetelnych płatników. W ub. roku było to 9505 dłużników, w tym roku ich liczba przekroczyła 10 tys. (10 423). Co ciekawe, większość niepłacących (62 proc.) to kobiety.
Kobiet-dłużniczek edukacyjnych jest w KRD 6274. Mężczyzn – 3922. Panie zalegają z zapłatą ponad 8 mln zł, panowie 6,4 mln zł. Lwia część niespłaconych zobowiązań przez kobiety to kursy i szkolenia w ośrodkach szkoleniowych. Wśród mężczyzn natomiast przeważają długi wobec uczelni wyższych i szkół językowych.
Skąd te długi?
Największe zadłużenie – 6,7 mln zł – należy do osób w wieku 26-35 lat. Są to zarówno studenci i niedoszli absolwenci uczelni wyższych, jak i młodzi rodzice, którzy nie zapłacili np. za naukę języka obcego oraz za kształcenie dziecka w prywatnym modelu oświaty (prywatne szkoły, przedszkola, żłobki).
Zgodnie z polskim systemem oświaty, szkoły i uczelnie wyższe mogą pobierać opłaty za świadczone usługi edukacyjne w zakresie kształcenia na studiach zaocznych, wieczorowych, podyplomowych, a także na studiach w języku obcym (tzw. czesne). Dodatkowo oskładkowane mogą być również: opłata rekrutacyjna, kształcenie specjalistyczne czy powtarzanie zajęć z powodu niezadowalających wyników w nauce. Niewielką opłatę trzeba też uiścić za dyplom czy legitymację studencką. Bywa, że uczelnia pobiera opłaty za przeprowadzenie potwierdzenia efektów uczenia się czy różnego rodzaju obozy, które nierzadko są integralną częścią programu studiów.
– Uczelnie, które pobierają opłaty za świadczone usługi edukacyjne, wskazują zawsze konkretny termin zapłaty. Nieuiszczenie w tym terminie należnych opłat za studia skutkuje wpisaniem dłużnika do KRD i wszczęciem procedury windykacyjnej. W takiej sytuacji uczelnia nalicza odsetki ustawowe oraz może skreślić dłużnika z listy studentów – wyjaśnia Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.
Z danych Ośrodka Przetwarzania Informacji Państwowego Instytutu Badawczego wynika, że co czwarta osoba w Polsce, która podjęła naukę w szkole wyższej (24,8 proc.), rzuca studia. Jest to tzw. dropout, czyli rezygnacja z podjętego kierunku studiów przed uzyskaniem dyplomu. Na ten krok częściej decydują się mężczyźni – udział dropoutów jest wśród mężczyzn o 15 punktów procentowych wyższy niż wśród kobiet.
– Przypadki porzucania nauki w trakcie roku szkolnego zdarzają się też młodocianym, kiedy dziecko nagle traci zainteresowanie daną aktywnością. Mam tu na myśli głównie płatne zajęcia pozalekcyjne i prywatne formy edukacji. W tej sytuacji to na barkach rodzica spoczywa obowiązek dotrzymania warunków umowy z placówką. I zazwyczaj nie wystarczy po prostu przestać płacić za zajęcia, ale trzeba wypowiedzieć umowę z zachowaniem wskazanego okresu wypowiedzenia – nadmienia Adam Łącki.