Nikola Karpińska: Gośćmi Radia Malbork są Paulina Włodarczyk oraz Tomasz Hołub. Podczas zawodów w Głogowie została Pani brązową medalistką mistrzostw świata w zimowym pływaniu. Czym jest pływanie zimowe?
Paulina Włodarczyk: To pływanie w wodzie o temperaturze poniżej 5 stopni Celsjusza. Każde pływanie w takiej wodzie będzie uznawane za zimowe. Choć wiemy, że od 5 do 0 jest aż pięć kolejnych stopni – i każdy ten stopień będzie mówił o trudności zimowego pływania.
NK: Jak bardzo różnica temperatur jest odczuwalna?
PW: Bardzo mocno odczuwalna. Każdy jeden stopień powoduje u pływaka zupełnie inną reakcję organizmu. O ile w wodzie o temperaturze 4-5 stopni to dla nas optymalne pływanie, zbliżone niemalże do letniego, o tyle w wodzie o temperaturze 1 czy 2 stopni to już naprawdę duże wyzwanie. Musimy pokonywać jeszcze szybciej niż normalnie, podczas standardowego wyścigu, swoje granice i musimy bardziej zmuszać się do tego, żeby wyścig ukończyć. Bo tak naprawdę przekonywanie własnej psychiki jest kluczem do sukcesu w tej dyscyplinie sportu.
NK: Jak wyglądają treningi pływania zimowego? Czy odbywają się w grupie, czy trenuje Pani samodzielnie?
PW: Żeby zacząć pływanie zimowe, najlepiej jest dobrze pływać w ciepłej wodzie. Choć decydując się na uprawianie pływania zimowego, na pewno musimy brać pod uwagę, że o ile jesteśmy dobrymi pływakami w ciepłej wodzie o tyle nie do końca musi się to sprawdzić w zimnej. Podstawą treningu zimowego mimo wszystko zawsze pozostanie trening pływacki w ciepłym basenie. Doskonalenie techniki, tempo pływania - tych rzeczy nie nabędziemy trenując w zimnej wodzie. W zimnej możemy jedynie wydłużać czas pobytu w niej. W miarę możliwości staram się dwa razy w tygodniu być na basenie i odbywać tam godzinny trening, już nie stricte zawodowy a raczej amatorski, który sama sobie organizuję. Natomiast raz w tygodniu wchodzę też do wody w jeziorze Sztumskim na trening zimowego pływania i wtedy w zależności od temperatury wody oraz dyspozycji niedzielnej - bo najczęściej odbywa się to w niedzielę, przepływam dystans pomiędzy 700 a 1000 m.
NK: Czy są jakieś specjalne przygotowania do takiego treningu?
PW: Do samego treningu nie, natomiast do zawodów już tak. Startując w zawodach na pewno musimy mieć bardzo dobrze poznany i wytrenowany własny organizm. Każdy z zimowych pływaków stara się wypracować sobie rytuał przedstartowy, który opiera się na odpowiednim posiłku, odpowiednim nastawieniu psychicznym do dystansu. Tutaj rozmawiamy o dystansie 1 kilometra, ale każdy dystans powyżej 250 m to już jest mimo wszystko wyścig z samym sobą. Nie do końca rywalami są nasi sąsiedzi z torów obok, tak naprawdę największym rywalem jesteśmy sami dla siebie. Pokonujemy swoje własne granice, dlatego musimy bardzo dobrze poznać nasz organizm, by wiedzieć kiedy reakcja jest normalna, kiedy mieści się w takich granicach, które będziemy w stanie znieść, kiedy jest to alarmująca reakcja organizmu i należy z wody po prostu wyjść.
NK: Czy taka aktywność niesie ze sobą jakieś zagrożenia? Czy to sport ekstremalny?
PW: Każdy sport ekstremalny wiąże się z ryzykiem, niemniej każdy zawodnik oddala to ryzyko najbardziej jak potrafi, przez to że trenuje wcześniej przed startami w zawodach. Staramy się na tyle poznać swój organizm, aby uniknąć jakichkolwiek niebezpiecznych sytuacji, który mogą być konsekwencją startu w zimnej wodzie. Dystanse powyżej 250 m wiążą się już ze znaczącym czasem przebywania w wodzie. W pływaniu zimowym tak naprawdę nie wygrywa ten kto najszybciej ukończy start. Dla mnie zwycięzcami są te osoby, które ukończą swój start pomimo długiego czasu przebywania w wodzie. Niekiedy obserwuję zawodniczki, które pływają dłuższe dystanse, tutaj mam na myśli np. 500 m i zdarza się tak, że one przebywają w tej wodzie tak długo jak ja kiedy płynę kilometr. Różnica pomiędzy nami polega wyłącznie na dystansie a czas pobytu w wodzie jest taki sam, więc ta zawodniczka która przepływa 500 m w zasadzie podejmuje zbliżony wysiłek do tego, który ja na dystansie kilometra.
Tomasz Hołub: Trzeba było dodać, że ten kilometr jest ograniczony czasem. Akurat start na 1 km organizatorzy ograniczają czasem dla każdego zawodnika, że nie może on przekroczyć...
PW: 25 minut.
TH: Jeżeli zawodnik płynie powyżej 25 minut na kilometr, jego start zostaje przerwany. Wyciągają go z wody automatycznie. Po prostu nie może być tak, że zawodnik przychodzi, wymyślił że będzie płynął i będzie płynął przez 35 minut. Organizatorzy to zabezpieczają, żeby się nic nie wydarzyło.
PW: Tak, ze względów bezpieczeństwa wprowadzane są limity czasowe na dystansach. Dlatego warto wspomnieć o tym, że zawodnik który znajduje się w zimnej wodzie, świadomość taką normalną, do której jesteśmy przyzwyczajeni oraz szybkość reakcji na jakiekolwiek inne bodźce, ma tak do połowy dystansu. Po połowie zaczyna się taki stan, w którym nie do końca można nam zaufać. Starty na kilometr odbywają się w takiej formule, że każdy zawodnik ma swojego sekundanta, czyli osobę która jest odpowiedzialna za podejmowanie za niego decyzji. Ona towarzyszy zawodnikowi przez cały wyścig i to ona tak naprawdę podejmuje decyzje związane z wcześniejszym zakończeniem wyścigu. To musi być przede wszystkim osoba, która bardzo dobrze zna pływaka, Nie może być przypadkowa, ponieważ nie będzie wiedziała kiedy z pływakiem dzieje się coś złego. Kiedy na przykład zaczynamy tracić orientację, przestajemy płynąć wprost a zaczynamy się bujać od prawej do lewej linki, kiedy nasz rytm pływania zostaje zaburzony, kiedy nasze ruchy spowalniają do stopnia, w którym jest to niebezpieczne, sekundant zawsze powinien podjąć decyzję o tym, że zawodnik zostanie wyciągnięty z wody i niestety nie ukończy swojego wyścigu.
TH: Tak trochę było w Głogowie. Tory były przygotowane, ale woda na tyle brudna, że zawodnicy nie widzieli za dobrze jak płyną. No i były takie momenty, że Paulina płynęła w lewo, w prawo, tak mówiąc kolokwialnie, ale widać było, że nie wynika to z tego, że słabnie albo coś się z nią złego dzieje. Po prostu wszystkie zawodniczki gubiły się w tej wodzie. Większość zawodów jest w czystej wodzie. Mało tego, organizatorzy potrafią poprowadzić po dnie sznurek, taki jak w basenie. Jest taka czarna linia, która ułatwia pływakowi orientację. Tutaj była tak brudna woda, że zawodniczki nic nie widziały.
NK: Jak wyglądają inne zasady bezpieczeństwa w takich zawodach?
PW: Żeby wystartować w tych zawodach na dystansie powyżej 250 m, należy przejść uprzednie kwalifikacje. Każdy dystans odpowiednio zwiększając czyli 500, 750 czy 1000 m wymaga kwalifikacji, wykazania się startem na krótszym dystansie. Organizator zawsze dokładnie analizuje takie certyfikaty z poprzednich zawodów. Dodatkowo większość organizatorów wymaga przedstawienia aktualnego EKG, oraz formularza medycznego, który umożliwiałby weryfikację stanu zdrowia zawodnika przed imprezą. Same zawody są najczęściej asekurowane oprócz ratowników wodnych także przez ratowników medycznych.
TH: Z tym też bywa problem. Przyjeżdżają wydawałoby się służby ratownicze, ale nie zawsze są zorientowane w temacie. Bo temat jest specyficzny i nie zawsze potrafią się zachować prawidłowo. Po prostu z niewiedzy. Nie wiedzą jak podejść do człowieka, który wszedł w hipotermię po wyjściu z wody.
PW: Ale mówimy tutaj o zawodach, które są organizowane przez kluby nie do końca silnie związane z zimowym pływaniem. Na zawodach, które organizowane są cyklicznie wśród takiego rdzenia zimowego pływania w Polsce, takie rzeczy się nie zdarzają. Co więcej, ci ratownicy medyczni i wodni którzy asekurują takie zawody, to wręcz skarbnica wiedzy jak poprawnie wyjść z hipotermii. Często powielanym mitem wśród pływaków zimowych jest, że po ukończeniu dystansu najlepiej jest się dogrzać w przygotowanej balii czy saunie, które zawsze są dostępne podczas takich zawodów. To byłby największy błąd gdybyśmy od razu po wyjściu z wody po takim dystansie od razu skorzystali ze sztucznego źródła ciepła. Tak naprawdę nasza procedura wyjścia ze stanu hipotermii, w którą w zasadzie wpadamy podczas takich wyścigów, polega na tym że o własnych siłach lub przy wsparciu naszego sekundanta trafiamy do namiotu, który jest dogrzewany nagrzewnicą. Czyli jest tam utrzymywana temperatura pokojowa. Tam, najczęściej w pozycji siedzącej lub leżącej, jak kto woli, dochodzimy do stanu, w którym nasz organizm znowu zaczyna poprawnie funkcjonować. Odzyskujemy taki poziom termiki, który umożliwia nam swobodne ruchy, swobodne oddychanie. Widzieliśmy już wiele przypadków, kiedy za szybkie wejście do balii powodowało zsinienie całych nóg. Są to niepożądane efekty, bo każdy widząc to jest wystraszony. Skóra jest na tyle zimna, że jakikolwiek kontakt nawet z cieplejszym powietrzem powoduje już na niej odczyn lekkiego zasinienia.
NK: Przejdźmy do samych zawodów w Głogowie. Jak wyglądały? Czy była duża konkurencja?
PW: Startowaliśmy na rzece Odrze, która ma swoją odnogę i normalnie na co dzień funkcjonuje w tym miejscu marina, z której korzystają jachty. Na potrzeby rozgrywania mistrzostw świata w tej marinie został przygotowany sztuczny basen. Dziesięciotorowy, czyli dwukrotnie większy jak nasz malborski. Przyznam szczerze, że nawet nie byłam świadoma jak szybką rzeką jest Odra. Przekonaliśmy się dopiero na miejscu. Co do infrastruktury poza sztucznie zbudowanym basenem, to jest całe zaplecze znajdujące się na lądzie. Czyli wielki namiot, w którym każdy z zawodników ma możliwość oczekiwania na start. W namiocie jest telebim, na którym możemy oglądać aktualnie rozgrywające się wyścigi. Są przygotowane dwie szatnie oraz miejsce, w którym oczekujemy na osobę, która wprowadzi nas na naszą serię, na nasz start. Oprócz tego, na zewnątrz znajduje się balia z ciepłą wodą, sauna i cały namiot medyków, w którym w razie potrzeby uzyskamy odpowiednią pomoc. Jako że mówimy tutaj o mistrzostwach świata, konkurencja była duża. Moje trzecie miejsce to lokata w mojej kategorii wiekowej. Nie jest to klasyfikacja generalna. Moje rywalki są naprawdę bardzo szybkie. Akurat nie miałam nawet przyjemności płynąć w jednej serii z dziewczynami, które w mojej kategorii zdobyły pierwsze i drugie miejsce. Zawody były rozgrywane początkowo w kategoriach i seriach zgodnie z uzyskiwanymi czasami, dopiero pod koniec dnia była rozgrywana seria finałowa. Obie moje rywalki startowały w tej serii finałowej, w której także brała udział nasza rodaczka Hania Bakuniak, utytułowana i wybitna pływaczka. Na tyle szczęście miałam, że mojej kategorii wiekowej mój czas pozwolił mi uzyskać 3 pozycję.
NK: Jakie są odczucia przed startem i po nim?
PW: Na pewno ogromne nerwy związane ze startem. Każdy start na kilometr, z uwagi na ryzyko które ze sobą wiąże, powoduje tak duży stres. W dzień startu koncentruję się na samym wyścigu i na tym jak on ma przebiegać. Nie towarzyszy mi już tak duże zdenerwowanie jak wcześniej. Sam moment oczekiwania na wywołanie swojej serii to już zawsze moment skupienia. Kiedy w zasadzie mam już na sobie wszystko: strój kąpielowy, czepek, zatyczki do uszu, okularki i oczekuję w zimowym płaszczu na to abym mogła przejść na miejsce startu. To już są spokojne emocje. Pełna koncentracja, uwaga na jakiekolwiek bodźce organizmu, czy na pewno wszystko jest w porządku. Sam wyścig… Dla mnie bardzo ciężko to określić, to jest w zasadzie taka walka z zimnem. Nawet nie walka z czasem. Jestem przyzwyczajona do pewnych reakcji na pewnych odległościach i według nich funkcjonuję w trakcie wyścigu. Dokładnie wiem, że pierwsze zimno dotyka mnie po 250 m. Mniej więcej w połowie dystansu zrobi mi się jeszcze bardziej zimno i wtedy czuję, że to faktycznie połowa. Jako metodę do odliczania stosuję dziesiątkowanie moich długości. Z uwagi na to, że start na kilometr to czterdzieści długości basenu, ja co dziesięć odhaczam sobie punkt realizacji planu i w takiej formie jest mi po prosu łatwiej, bo liczenie do czterdziestu się nie sprawdza. Już wtedy bardziej pomocne są tabliczki, które przekładają nam sędziowie a nie do końca możemy polegać na własnym odczuciu. Na pewno nie wiem jak to wygląda z zewnątrz. Często o wyścig i o to jak wypadły pozostały zawodniczki pytam mojego sekundanta i o jego odczucia i reakcje. Bo ja jestem skoncentrowana wyłącznie na tym jak przetrwać czas w zimnej wodzie.
TH: Na tyle jest skoncentrowana, że już nie kibicuję. W sensie werbalnym, bo na początku tak mocno przeżywałem, krzyczałem i dopingowałem, ale Paulina jest tak skupiona, że nie słyszy. Niektóre zawodniczki słyszą. Mamy koleżankę z Sopotu, która mówi, że słyszy i wie kto krzyczał i nawet co. W przypadku Pauliny nie słyszy, więc ja już stoję skupiony i tylko patrzę na to żeby się udało. Kilometr jest dystansem nieprzewidywalnym. Tu w Sztumie pływa 1 km regularnie, ale zawody są zawodami. Wszystko może się wydarzyć. Adrenalina, nerwy, zawsze inna temperatura wody. Jest ten stres. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo czuć, że jest to bezpieczeństwo poprzez wytrenowanie.
PW: Wiadomo, że każdy zawodnik startując w zawodach najbardziej chciałby je ukończyć. Najlepiej jeszcze z medalem. Natomiast nie warto porywać się aby mimo wszystko dokończyć dystans. Najważniejsze jest, aby z tego dystansu wyjść w pełnym zdrowiu. Mamy zakodowane to, żeby płynąć mimo wszystko. Wielokrotnie byliśmy świadkami takich sytuacji, że pływak mając zapamiętane mięśniowo ruchy kończy dystans przy utracie świadomości. Bo są to osoby, które są wyciągane z wody. Rosjanie mają tendencję do tego, że kończą zawody wynoszeni na noszach, ale mimo wszystko z ukończonym kilometrem. Ale za jaką cenę? Tutaj najważniejsze jest bezpieczeństwo i to jest podkreślane przez wszystkim zawodników i organizatorów, żeby nigdy nie przegiąć.
TH: Bo tu trzeba powiedzieć o rzeczy, której nie zobaczą ludzie, którzy przyszli na zawody. Nie zobaczą tego namiotu i zawodników po zawodach. Paulina mniej widzi, ale ja stoję i się przyglądam. Czasami bywają obrazy przerażające. Mówimy tu o hipotermii. Ludzie naprawdę są w ciężkich stanach. Gdyby kibice tak przyszli i mogli to zobaczyć, to nie wiem, czy chcieliby dalej kibicować, bo momentami jest z ludźmi źle. Wychodzą z tego bo są do tego przyzwyczajeni. Paulinie się udaje wychodzić z tego sprawnie, nie wchodzi w takie ciężkie stany.
PW: Na razie się nie zdarzyło, ale nigdy nie wiadomo. Dlatego tak ważne jest aby reagować przy każdym pierwszym bodźcu organizmu, który mówi o tym, że to już jest sytuacja alarmowa i trzeba kończyć. W Sztumie nie mam problemu z podjęciem takiej decyzji. To ja decyduję kiedy kończę pływanie. Natomiast zawody powodują, że chęć ukończenia dystansu jest. Mądrość i rozsądek powinny zawsze wygrywać.
NK: Skąd w takim razie pomysł na uprawianie takiej dyscypliny?
PW: Pomysł przyszedł szybko. Natomiast wszystko zaczęło się od morsowania. Nikomu nie polecałabym rozpoczęcia swojej przygody od razu od zimowego pływania. Najpierw kontakt z zimną wodą, statyczny, taki który umożliwi w ogóle dowiedzenie się czy nam się to podoba. W moim przypadku zawsze byłam dzieckiem, które lubiło kąpiele w każdej temperaturze wody. Kiedy nikt nie kąpał się w Bałtyku ja dalej pluskałam się i bawiłam na fali. Gdzieś tam na pewno są to predyspozycje, które umożliwiają mi kontakt z zimną wodą i czerpanie z tego większej przyjemności. Zaczęłam morsować w 2016 roku, kiedy w ogóle nie było popularne. Musiałam kontaktować się z najbliżej działającą organizacją zrzeszającą morsów, był to Elbląg. Napisałam wiadomość do elbląskich morsów czy mogłabym pod ich okiem zażyć takiej pierwszej zimowej kąpiel i oni jak najbardziej mnie do tego zachęcili. Pamiętam, to było w Stegnie, pierwszy raz weszłam do zimnej wody i ku mojemu zaskoczeniu spotkałam tam znajomych z Malborka. Od tamtego momentu, od kiedy w tej wodzie znaleźli się znajomi, zaczęliśmy wspólnie organizować kąpiele. Bardzo szybko przyszło zainteresowanie pływaniem w takiej wodzie. W pierwszych zawodach zimowego pływania wystartowałam chyba w 2016 albo 2017 roku. To był nasz drugi sezon morsowania. Pamiętam, że był to start w sztafecie wraz z malborskimi morsami i reprezentowaliśmy nasze stowarzyszenie na zawodach w Gdańsku. Bardzo spodobała mi się ta dyscyplina sportu. Postanowiłam - rozpoczynam treningi pływackie, które pozwolą mi pływać w zimnej wodzie. Z uwagi na to, że kąpiemy się w zimnej wodzie dwa razy w tygodniu a w środę jest to w godzinach wieczornych, to odpuszczam sobie pływanie, wtedy po prostu przebywam w zimnej wodzie, hartując swój organizm jednocześnie wydłużając możliwości wytrzymania w zimnej wodzie. Bo trening do 1 kilometra wiąże się z tym, że musimy zwiększać czas przebywania w zimnej wodzie. Żeby przygotować organizm na taki dystans. Jako dziecko trenowałam w sekcji pływackiej więc umiejętności pływackie nabyłam dość wcześnie, teraz po prostu są przydatne. Tutaj chcę wspomnieć o moich dwóch trenerkach, dzięki którym wypracowałam bardzo ładną technikę, podkreślaną na każdych zawodach pomimo nieolimpijskiego tempa. Za to bardzo dziękuję pani Iwonie Ciecholewskiej i Dorocie Grzywackiej, które przyczyniły się do tego, że mogę teraz zbierać dużo komplementów podczas zawodów.
NK: Wspomniała Pani o morsowaniu. Warto obalić nieco mitów, które panują wśród osób które uprawiają ten sport.
PW: Niezależnie czy jest to pływanie czy samo przebywanie w zimnej wodzie, wiąże się z takim samym ryzykiem. Hipotermia tak samo zagraża zimowemu pływakowi, jak osobie, która po prostu do tej wody wchodzi postać czy posiedzieć. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie dlaczego morsujemy? Powinno mieć to aspekt zdrowotny, sportowy, kondycyjny. Na zdrowy rozsądek wydawałoby się, że słuszne jest stosowanie jakichkolwiek zabezpieczeń, ogrzewaczy termicznych w postaci butów, skarpetek neoprenowych, rękawiczek. Spotkałam się także ze stosowaniem kąpielówek neoprenowych, To powoduje, że zaburzamy nasze naturalne reakcje organizmu. Tak naprawdę to nasz organizm będzie najmądrzejszy w każdym styku z ekstremalną temperaturą, zakładając taką skarpetę czy rękawicę odcinamy od siebie bodziec. Receptory na stopach i dłoniach zareagują w pierwszej kolejności i to one dadzą nam sygnał do tego, że mamy zakończyć kąpiel. Nie spotkałam pływaka, który korzystałby z takich sztucznych ogrzewaczy. Wśród morsów jest to bardzo popularne a wydaje mi się, że jest niestety szkodliwe. Mały apel do osób morsujących, aby spróbowały wejść do wody bez tych skarpet, butów, rękawic i przekonały się o tym, że ich organizm o wiele szybciej da sygnał do wyjścia niż wtedy kiedy korzystają z tych udogodnień.
TH: Jest to sztucznie przedłużany czas przebywania w wodzie. Niepotrzebnie.
PW: W ogóle morsowanie, w którym ważny jest tylko czas przebywania w wodzie, tak zwane pójście na rekord jest zupełnie nieodpowiedzialne. Dlatego, że każdy organizm jest inny, każdy ma inną wytrzymałość na zimno, każdy inaczej podchodzi do tematu i powinien mimo wszystko tak naprawdę słuchać siebie. Znamy grupy morsowe, w których pada hasło „zostajemy 10 minut” i pomimo, że wiele osób już nie chce, jest to dla nich już szkodliwe a nie przynoszące korzyść, mimo wszystko limit czasu chcą wypełnić. Stało się to rywalizacją a niestety należy zawsze pamiętać, że jest to rywalizacja obarczona ogromnym ryzykiem. Chociażby w postaci odmrożeń palców u rąk, nóg. To są skutki, których nikt nie chce ponosić.
TH: To są złe podpowiedzi „Dasz radę, wytrzymaj, posiedź jeszcze”. To nie o to chodzi. Każdy w momencie gdy czuje, że chce wyjść to ma wyjść. Nie, że dziesięć osób wchodzi i siedzi w wodzie ten sam czas. To w ogóle nie działa. Każdy jest innym organizmem, każdy inaczej reaguje.
PW: Zimowe pływanie od morsowania różni się tym, że my pływacy nie rozgrzewamy się przed skorzystaniem z kąpieli. Taka rozgrzewka wykonana przed treningiem pływackim byłaby bardzo niebezpieczna, ponieważ mogłaby wpłynąć na przyspieszenie procesu wychładzania organizmu podczas pływania. Często widzi się grupy morsujące, które swój trening odbywają na lądzie w postaci nawet intensywnej rozgrzewki a w zimowym pływaniu jest odwrotnie. My cały wysiłek wykonujemy będąc w zimnej wodzie. Nie rozgrzewamy się po wyścigu. Po wyścigu siedząc lub leżąc dochodzimy do swojej normalnej termiki, nie wykonując zbędnych ruchów czy wysiłku.
TH: Normalnie każdy sportowiec się rozgrzewa, rusza a tutaj wszyscy spokojnie czekają, wychodzą na start, ściągają ciuchy i płyną i tak to wygląda. Nie ma tu żadnych dodatkowych ruchów.
PW: Tak, do rozgrzewki jesteśmy przyzwyczajeni, bo w zasadzie wszyscy zawodnicy, przed zawsze się rozgrzewają i to w każdej dyscyplinie sporu. No akurat zimowe pływanie jest fenomenem.
PW: To jeszcze dla każdego chętnego, który chciałby w ogóle podjąć próbę wchodzenia do zimnej wody - bardzo zachęcamy do kontaktu z malborskimi morsami. Albert Witkowski, który jest prezesem tego stowarzyszenia na pewno bardzo mądrze pokieruje taką osobę w jej pierwszej kąpieli. Z uwagi na to, że taka pierwsza powinna odbyć się pod okiem osób, które już od wielu lat korzystają z takiej formy sportu i wiedzą doskonale jakich rad udzielić początkującemu morsowi czy pływakowi. Albert ma też swoje osiągnięcia w zakresie zimowego pływania. Uczestniczy w wielu zawodach, nawet pływaniu pod lodem i jego doświadczenie nabyte podczas kontaktów z osobami zajmującymi się z zimowym pływaniem, jest nieocenione.
NK: Po tak spektakularnym sukcesie, jakie ma Pani plany na przyszłość?
PW: Moim planem było utrzymanie dobrej kondycji organizmu, ponieważ tak naprawdę kolejny start mam już za sobą, w niedzielę w Ełku. Co prawda wybraliśmy się na dwudniowe zawody, ale pogoda pokrzyżowała wszystkim plany i sobotnie starty zostały odwołane. Kolejny kilometr mam za sobą. W Ełku woda była o temperaturze 1,5 stopnia i to było kolejne wyzwanie, które mnie czekało. Na szczęście wszystko przebiegło po mojej myśli. W tym sezonie mam zaplanowane dwa, może trzy starty. Zainteresowanie zimowym pływaniem rośnie, trzeba być bardzo szybkim przy rejestracji. Marzeniem jest przepłynięcie lodowej mili...
TH: ...Ja nie chciałem tego usłyszeć…
PW: … czyli dystansu 1600 m w zimnej wodzie, ale to już jest taki odległy plan i raczej to już nie jest plan związany z zawodami, a raczej z osiągnięciem tego dystansu, ponieważ za to otrzymuje się certyfikat.
TH: Tu nie ma startów. To nie są zawody.
PW: Tak, to nie są zawody. To jest raczej samo osiągnięcie czegoś takiego. W Polsce mamy dwie zawodniczki, które już to zrobiły i fajnie by było znaleźć się w gronie tak znakomitych pływaczek. Dodam tylko, że wśród kobiet w ramach organizacji ISA takich zawodniczek jest dziesięć.
TH: Mamy takiego kolegę który zrezygnował. Pływał długie dystanse i…przestał startować. Mówi, że głowa mu nie pozwala.
PW: Skoncentrował się teraz na krótszych dystansach, które przynoszą mu niezmiennie radość. Niekiedy taki nieprzyjemny incydent może spowodować, że naprawdę zniechęcimy się mocno.
NK: Mam nadzieję, że Pani wystarczy sił aby dalej realizować swoje cele, dziękuję za rozmowę.
PW i TH: Bardzo dziękujemy również.