PRZYJACIELE NA ZAWSZE
Działo się to w czasach, gdy mistrzem zakonu krzyżackiego był Gottfried von Hohenlohe. Na malborskim zamku żyli wówczas dwaj przyjaciele: Heine-mann i Friedrich. Mawiano, że są jak bracia, i podziwiano bezgraniczne zaufanie, jakim się wzajemnie darzyli. Wielki mistrz uśmiechał się tylko, wiedząc, iż przyjaźń ta wynika z wielu wspólnie przeżytych wypraw i trudów.
Pewnego razu Friedrich wybrał się w daleką podróż w rodzinne strony. Przed wyjazdem poszedł pożegnać się z przyjacielem.
Uważaj na siebie, bracie - powiedział niespodziewanie Heinemann, którego dręczył dziwny niepokój.
Ty również - odparł Friedrich z uśmiechem. - Nic się nie bój. Niedługo wrócę.
Wyjechał jeszcze tego samego dnia. Okazało się jednak, że obawy Heinemanna były słuszne. W drodze powrotnej, wiodącej przez zdradliwe góry, koń poślizgnął się na śliskim zboczu, zrzucając jeźdźca z siodła. Przepaść, w którą runął mężczyzna, była zaś tak głęboka, iż towarzyszącym mu ludziom nie udało się nawet wydobyć ciała. Posłano więc do Malborka, by zawiadomić mistrza o tragicznym wypadku.
Gottfried von Hohenlohe uważnie wysłuchał relacji. Westchnął ciężko i polecił wezwać Heinemanna. Doskonale znał przyjacielską więź łączącą obu rycerzy, wolał więc, by jako pierwszy dowiedział się o tragedii. Powoli, spokojnie opowiedział więc Heinemannowi o tym, co się wydarzyło.
- Rozumiem - odpowiedział tylko i skłonił się wielkiemu mistrzowi. Nie padło ani jedno słowo więcej.
Jeszcze tego samego wieczoru Heinemann udał się do kaplicy i spędził tam wiele godzin na modlitwie. W końcu podniósł się z kolan i westchnął:
- Bracie Friedrichu, to, coś uczynił, jest jak cierń wbity w moje serce. Odszedłeś sam, beze mnie, zarzucając naszą przyjaźń. Ja jednak nie pozwolę ci samemu odejść na wieczny spoczynek. Mieliśmy wszak udać się tam razem - wyszeptał, spoglądając w wysokie sklepienie tak, jakby był pewien obecności przyjaciela.
Heinemann wrócił do swej celi i wezwał kapłana. Spowiedź nie trwała długo. Rycerz podziękował za rozgrzeszenie i, mimo rozpaczy, uśmiechnął się życzliwie. Kiedy został sam, położył się na łożu i zamknął oczy. Tak bardzo pragnął dołączyć do przyjaciela, że zmarł jeszcze tej samej nocy.