SEKRET GERHARDA
Brat Gerhard cieszył się w Malborku wielkim szacunkiem. Ów niezwykle mądry, skromny i pobożny zakonnik unikał jednak rozmów na temat własnej przeszłości. Każdemu, kto próbował dociec, kim był przed złożeniem ślubów, odpowiadał z uśmiechem:
- Nie jest ważne, kim byłem, ważne, kim jestem teraz.
Bracia podejrzewali jednak, iż musiał wywodzić się z zamożnego domu. Jego wiedza znacznie wykraczała poza umiejętności niemal wszystkich duchownych, umiejętności posługiwania się mieczem zaś mogli mu pozazdrościć najdzielniejsi rycerze. Gerhard wszelako unikał okazji do pokazywania swych możliwości. Dni spędzał najchętniej w bibliotece, w skryptorium albo w kaplicy na cichej modlitwie. 0 jego tajemnicy wiedzieli tylko wielki mistrz i kilku najwyższych dostojników z rady.
Mijały lata. Brat Gerhard coraz trudniej znosił brzemię wieku. Mimo to nie skarżył się nikomu i z cichą pokorą służył swemu zakonowi. Aż nadszedł czas, gdy Bóg powołał go do siebie. Wówczas jeden z wyższych dostojników wyjął ze skrzyni na odzież śmiertelną koszulę z niezwykle delikatnej tkaniny i ubrał w nią zmarłego. Ciało złożono w grobowcu na placu cmentarnym. Sekret nie odszedł jednak wraz z nim do grobu. Historię spisał jeden z zakonników, któremu Gerhard powierzył ją przed śmiercią.
Gerhard służył niegdyś u margrabiego Brandenburgii. Był młody, ambitny i wykształcony. Szybko zdobył sobie uznanie na dworze jako budowniczy machin oblężniczych. Niejedno miasto zostało zajęte dzięki ich użyciu; niejedna forteca padła, gdy grad pocisków zasypał obrońców. Gerhard spoglądał z dumą na dzieła, które niosły zwycięstwa wojskom margrabiego. Miał wszystko, czego tylko pragnął; wszystko, poza spokojem sumienia, które obudziło się pewnej nocy.
Tego wieczoru Gerhard pożegnał się z margrabią i spokojnie udał na spoczynek. Leżąc w łożu, rozmyślał jeszcze nad nową machiną i nakreślał ostatnie poprawki. W końcu znużony zdmuchnął świecę, ale nie mógł zasnąć. Przed północą niespodziewanie do środka weszło czterech odzianych w mnisie habity mężów. Każdy z nich trzymał w ręku płonącą świecę. Wciąż milcząc, stanęli w rogach łoża. Gerhard nie wierzył własnym oczom. Był pewien, że zamknął za sobą drzwi. Poza tym tajemnicze postacie weszły bez skrzypnięcia, a zatem... nawet ich nie otwierając. Gdy sobie to uświadomił, zerwał się i usiadł, by przyjrzeć się mnichom uważnie. Niestety, twarze niknęły w mroku.
- Kim jesteście? - zapytał, odruchowo szukając swego miecza.
Głosy przybyszów brzmiały niezwykle - tak, jakby wydobywały się z głębin przeszłości:
Cieniami tych, którym twe machiny przyniosły śmierć.
Echem skarg tych, którzy przeklinali ich twórcę.
Czy kiedykolwiek pomyślałeś o tych, którzy ginęli za sprawą twoich wynalazków? Czy wypowiedziałeś choć jedno słowo modlitwy za spokój ich dusz?
Byłeś dumny z dzieł, które innym przynosiły zgubę.
Gerhard nie potrafił się bronić. Milczał, więc gdy przybysze przypominali mu każde zdobyte miasto; każdy zamek, który padł pod uderzeniami machin, i podawali liczbę zabitych, w tym niewinnych kobiet i dzieci.
- Jeżeli się nie opamiętasz, Gerhardzie, i nie odpokutujesz swych win,
wkrótce umrzesz. Dokonaj pokuty za życia, zacznij nieść światło zamiast
zguby.
To mówiąc, przykryli go śmiertelną koszulą i zniknęli równie nagle, jak się pojawili. Przerażony Gerhard leżał przez dłuższą chwilę nieruchomo, wsłuchując się wbicie własnego serca i rozmyślając nad ich słowami.
- Słusznie prawili - westchnął. - Krew tych, którzy zginęli, jest na moich
rękach...
Usiadł i złożył pozostawioną koszulę. Postanowił odmienić swoje życie i nazajutrz stanął przed margrabią, by prosić o zwolnienie ze służby.
Co zamierzasz robić, Gerhardzie?
Pragnę oddać swe życie Bogu - odpowiedział bez wahania. - Nie chcę dłużej nieść śmierci.
Skoro taka twoja wola - westchnął dostojnik. - Pamiętaj jednak, że zawsze znajdziesz swoje miejsce na moim dworze. Jeżeli więc zmienisz zdanie, przyjmę cię z otwartymi ramionami.
Skłonił się dwornie, dziękując za wszystkie łaski, i powoli odszedł. Czuł na swoich plecach spojrzenia zdumionych dworzan, słyszał ich szepty, lecz tylko jedno zdanie zapadło mu głęboko w pamięć.
- Dlaczego odchodzi i porzuca tych wszystkich, którzy okazali mu tak
wiele serca? - zapytała cicho siostrzenica margrabiego.
Nie słyszał odpowiedzi. Przełknął tylko gorzkie łzy smutku i przyspieszył kroku. Nie zamierzał zmieniać już podjętej decyzji. Kilka dni później wyruszył do Prus i tam wstąpił do zakonu Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego. Śluby zakonne złożył w Malborku i pod opiekuńczymi skrzydłami wielkiego mistrza rozpoczął nowe życie.